Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Analiza reportażu Zdzisława Kazimierczuka „Muzykanci, kuglarze i złodzieje”

Reportaż ze zbioru "Pożegnanie taboru"

 

”Kiedy Cygan bierze skrzypce do ręki, to skrzypce przestają być lakierowanym pudełkiem z drewna, a stają się żywym, posłusznym woli człowieka stworzeniem. A kiedy Cygan zaczyna grać, wtedy z ludzi ulatuje wszystko, co jest w nich złe, pozostaje natomiast łagodność i dobroć”. Cyganie chodzą od knajpy do knajpy i grają, a że grają pięknie ludzie dają im pieniądze, pochwalą dobrym słowem. Grają do późnej nocy, do ostatniego klienta. A kiedy lokal pustoszeje wówczas piją z kelnerami. Po „pijaku” wracają do hotelu i śpią i tak każdego dnia. Życie toczy się między knajpą a hotelem. Pewien Skrzypek powiada, że „najlepiej czuje się w restauracji. Lubię tam grać, bo jest dużo pijanych, a pijany człowiek jest podobny do Cygana.....” Skrzypek wraz z trzema grajkami jeździ po Polsce i grywa w najróżniejszych restauracjach, barach. Jednak nie jest do końca szczęśliwy. Zauważa, że jest coraz mniej muzykujących Cyganów. Przypomina sobie historie Romka, bardzo zdolnego cygańskiego muzykanta. Jeździł z taborem pewnego dnia zatrzymali się na łące nieopodal dworu. Dziedzic zaprosił Romka do swojego domu, aby zagrał. Cygan tak też uczynił zagrał jak potrafił. Wszyscy oniemieli z zachwytu a Romek zarobił sporo pieniędzy.
„Los Cygana muzykanta jest ciężki jak worek monet”. Pewnego razu akordeonista, kontrabasista i skrzypek przepili wszystkie zarobione pieniądze a także rozbili kontrabas. Zostali bez instrumentu i pieniędzy. Nie poddają się łatwo. Trzeba zarobić szybko i łatwo pieniądze. Zaczęli sprzedawać kupony na ubrania. Sporo ludzi kupiło i Cyganie szybko odbili swoje straty i znowu grali w restauracji. Innym razem Cyganie okradli pewien dom. Jadąc grać na wesele w autobusie usłyszeli, że okradziono kierownika rady. Aby to usłyszeli wybiegli z autobusu, pobiegli do owego domu i zaczęli przepraszać i zapewniać „więcej temu domowi nic się nigdy nie stanie... Do końca życia żaden Cygan nie wyrządzi krzywdy pani, mężowi ani dzieciom...”
Kazimierczuk w rozmowie z Cyganami dowiaduje się, że „cygańskiej muzyki nie ma. Jest tylko sposób grania ot i to wszystko”, „cygańska muzyka była wtedy, kiedy nigdzie jeszcze muzyki nie znali. Ale stare pieśni nie były zapisane i zgubiły się”. Uważają również, że cygański folklor zniszczył bęben, bowiem go zagłuszył. Cyganie to nie tylko doskonali muzykanci, ale również znakomici kuglarze. Świadczy o tym historia opowiedziana przez Skrzypka. Kiedy jego bratu przyszło wezwanie na komisje wojskową. Aby uniknąć odbywania służby wojskowej powiedział, że ma żonę i dziecko. Okazało się, że sprytny Cygan wypożyczył dziecko z sąsiedniego miasta, od rodziny. Kiedy prawda wyszła na jaw Cygan zniknął na dwa tygodnie. Po powrocie po raz kolejny stawił się na komisji wojskowej twierdząc: „Panie kierowniku, wygląda na to, że ja do wojska nie mogę iść” Tym razem Cygan miał ranną nogę, „lekarze stwierdzili, że okaleczył się kawałkiem metalu”

W kolejnym rozdziale swojej książki Kazimierczuk na przykładzie małej dziewczynki opisuje losy Cygańskich dzieci. Pewnego dnia odwiedzając Cyganów zastał w ich domu rozpacz.. Okazało się, że umarło dziecko. Dziewięcioletnia dziewczynka. Miała gruźlicę, lekarze nie byli w stanie jej pomóc. Cyganie wspominają, że dziewczynka od maleńkości była chorowita. Pewnego razu „dostała w nocy dostała gorączki. Oczy jej zmętniały, na policzkach pojawiły się purpurowe wypieki. Drżała z zimna, to znowu skarżyła się na gorąco”. Cyganki podawały jej uzbierane przez lato zioła, nic nie pomagało, do lekarza jednak nie pojechali gdyż „któż by tam, bowiem myślał wtedy, że może się źle skończyć”. Wędrowali tak z chorym dzieckiem, starając się ulżyć mu w cierpieniu. Po kilku dniach stan zdrowia dziewczynki się poprawił „ wstała, zmęczoną twarzyczkę zwracała do ludzi z przyjaznym uśmiechem, ale nożyny nie były w stanie jej nosić. Chwiała się jak srebrna brzezina od podmuchów wiatru. W ten dzień nikt już nie zwracał na nią szczególnej uwagi. „Ot, chorowało ćchaworo i wyzdrowiało ćchaworo”. Nie ostatni przecież raz i nie pierwszy”. Później dziewczynka nigdy tak mocno nie chorowała, często się natomiast przeziębiała. Pierwszy raz została zaprowadzona do lekarza już po osiedleniu, po porzuceniu wędrownego życia. Kazimierczuk pisze: „Po osiedleniu Cyganów wszystkie ich dzieci poddane zostały badaniom ogólnym. Okazało się wtedy, że stan zdrowia tych dzieci jest zatrważający. Stwierdzono, że co siódme miało mniej lub bardziej zaawansowaną gruźlicę. Kilkoro skierowano natychmiast na leczenie kliniczne. Wśród dzieci, podobnie zresztą jak i wśród starszych, częste są schorzenia przewodu pokarmowego, spowodowane wadliwym sposobem odżywiania się” W ten sposób zostaje obalony kolejny mit, „że Cygan nigdy nie choruje”. Kazimierczuk pisze, że Cyganie bali się lekarza, często odmawiali przyjmowania leków. Dopiero, kiedy tabory przestały wędrować, a Cyganie żyć jak inni, lekarz przestał być postrachem. W domu po dziewczynce została tylko fotografia. Mała czarna licho ubrana Cyganeczka ma złote kolczyki w uszach. Jak się okazuje Cyganie bardzo często przekuwają uszy małym dzieciom, zamiast kupić porządne ubranie. Taka była tradycja. Przybywając do tego Redaktor chciał rozmawiać o życiu, los chciał inaczej i zastał tam meriben – cygańską śmierć. Aby o niej zapomnieć zapukał do innych drzwi. Zastał tam młodą dziewczynę. Kiedy goście weszli do środka Cyganka zawiązała dziecku na rączce czerwoną szmatkę. Jak się okazało to „taki zwyczaj, żeby nie zauroczyć” Dziewczyna jest bardzo przesądna. Ponieważ zmarło jej jedno dziecko, drugiego otacza ogromną opieką. Dziewczyna o imieniu Szarlotka martwi się o swoją pociechę, „bowiem dziecko ma skazę” Nie pomagają żadne domowe sposoby leczenia. Dopiero zapalenie płuc skłania Szarlotkę do wizyty lekarza. Doktor pomaga, a Szarlotka wyzbywa się uprzedzeń.
Kazimierczuk pisząc reportaż odbył wiele spotkań z Cyganami, w wielu z nich uczestniczyły dzieci. Dlatego też im poświęcił sporo uwagi w swoim reportażu. Powszechnie wiadomo, że nic tak nie wzrusza jak los dziecka. Cyganie mięli dużo dzieci. W taborach były zdane same na siebie. Kiedy osiedlono Cyganów dzieci zaczęły chodzić regularnie do szkół. Kazimierczuk spotkał się z jednym z takich dzieci z dwunastoletnim chłopcem o imieniu Nani. Mieszkał w baraku, rodzice jego pracowali, miał dwie siostrzyczki. Pamięta jeszcze życie taborowe: „Matka urodziła go w lesie i w jego cieniu wychował się podobnie jak większość cygańskich dzieci. Gdy było zimno, matka chuchała mu w twarz, żeby nie zachorował. Tak samo robiła z siostrami” Wspomina, że matka każdego ranka wychodziła do wsi wróżyć. Czasem chodził żebrać z Cygankami, nauczył się również kraść. Podkreśla jednak, że nigdy nie kradł pieniędzy. Nawet po osiedleniu rodzice wysyłali go żeby żebrał. Chodził do momentu interwencji nauczyciela, który porozmawiał z rodzicami. Nani był dobrym uczniem, chwalonym przez nauczycieli. Z reportażu wynika, że wszystkie Cygańskie dzieci są pracowite, zdyscyplinowane. Jednocześnie ciężko im się zaklimatyzować w nowym środowisku, są przestraszone, wstydzą się swojego ubioru. Kiedy pierwszego dnia cygańskie dzieci zawitały do szkół wszyscy obawiali się jak to będzie. Dzieci bały się reakcji innych dzieci, szkoły, nauczycieli, „którzy podobno biją, nadrywają uszy, wyszarpują włosy z głów – tak, bowiem mówili im rodzice w domu”. Nauczyciele bali się reakcji innych dzieci, bali się cyganiątek wywołać do odpowiedzi. Z każdym dniem sytuacja się klarowała, dzieci zaakceptowali się wzajemnie, wszyscy okazali sobie sporo sympatii.
Kolejnym cygańskim dzieckiem, którego historią bliżej przyjrzał się Kazimierczuk jest Jagienka. Wśród innych dzieci „wyróżniała się schludnym ubraniem i gładko przyczesanymi włosami, splecionymi ciasno dwa warkocze, które opadały aż do pasa”. Jagnienka nie chodzi wróżyć, nie umie. Rodzice chcą, aby poszła do szkoły muzycznej. Dziewczynka jako jedyna w domu potrafi czytać. Jest najlepszą uczennicą w szkole. Rodzice są z niej dumni, kiedy słyszą pochwały od nauczyciela. Inna Cygańska dziewczynka Marysia ma zupełnie odmienną sytuację. Rodzice nie są zachwyceni, że chodzi do szkoły – wolą żeby wróżyła. Dziewczynka, co innego słyszy w domu, co innego w szkole. Nauczycielka krzyczy dziewczynkę, kiedy opuszcza lekcje żeby wróżyć, matka krzyczy, gdy tego nie zrobi. „Dziecko ciągle nie wie gdzie leży prawda. Czy tu, gdzie uczą szacunku dla książki, czy w domu, gdzie książkę, obrzuca się wyzwiskami”. Wśród młodych Cyganów zdarzają się i tacy, którzy sprzedają szkolne ubrania a następnie tłumaczą, że rodzice im kazali. Inna Cyganka kończy naukę w wieku trzynastu lat, gdyż ma już męża i zaszła w ciążę. Mieszka ż mężem i swoimi rodzicami, niczego nie żałuje „przecież nikt jej nie skrzywdził, a mąż jeszcze nie bije”. Jeszcze wiele lat od tamtych czasów musiało upłynąć zanim wyrośnie pierwsze świadome pokolenie Cyganów.