Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Mirosław Derecki – „Na studenckim szlaku”

Na studenckim szlaku to książka wspomnieniowa, dedykowana „Koleżankom i Kolegom z tamtych lat”. Opowiada historię ludzi próbujących żyć normalnie w trudnej rzeczywistości powojennej. Książka napisana z humorem i sentymentem, pisana z perspektywy czasu, porywa czytelnika w barwny studencki świat przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych, prezentując jego bohaterów – studentów i profesorów – charakteryzując poszczególne uczelnie i ich wydziały oraz zapoznając z całą topografią „miasteczka akademickiego”, jakim był wówczas cały Lublin.

Okładka książki Mirosława Dereckiego "Na studenckim szlaku"
Okładka książki Mirosława Dereckiego "Na studenckim szlaku" (Autor: )

Spis treści

[RozwińZwiń]

Szlak studenckiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Główny lubelski „szlak studencki” – z wykładu na wykład, z ćwiczeń na ćwiczenia – wiódł od Liceum im. Staszica poprzez Aleje Racławickie, Krakowskie Przedmieście, plac Łokietka, ulice: Nową i Lubartowską – do „Majusa”. Początek i koniec tego „szlaku” były jakby większymi „centrami” wykładowymi.

„Staszic” i Collegium Biologicum

„W pobliżu «Staszica», którego jedno skrzydło (od ulicy Godebskiego) zajęte było przez uniwersyteckie zakłady i laboratoria chemiczne, mieściło się także – na rogu Alej Racławickich i ulicy Głowackiego – okazałe Collegium Biologicum oraz Studium Wojskowe UMCS […]. Wyższą od «holówek» formą studenckiego «życia rozrywkowego» były urządzane (najczęściej: z okazji rozpoczęcia roku akademickiego oraz podczas karnawału) zabawy taneczne. […] odbywały się one najczęściej w wielkiej sali na drugim piętrze Liceum im. Staszica przy Alejach Racławickich, pełniącej w tamtych latach funkcję głównej auli UMCS”.

Collegium Gnoicum

„Pierwszym obiektem uniwersyteckim, jaki się napotykało «na szlaku», idąc od strony «Staszica» ku centrum Lublina, był długi, piętrowy murowany (jeszcze z carskich czasów) dawny budynek wojskowy ochrzczony przez lubelskich studentów mianem Collegium Gnoicum […] u zbiegu Alej Racławickich i wąskiej uliczki Księcia Józefa Poniatowskiego. […] Tutaj panowała atmosfera trochę wiejska, a trochę – rodem z przedwojennych koszar kawalerii. Kręcili się ludzie w białych fartuchach, chłopi trzymali za uzdy przyprowadzone przez siebie chore konie, kobiety wiodące krowy na postronkach. […] Na dziedzińcu walały się resztki słomy i kupki zwierzęcego nawozu. I właśnie stad, od «gnoju», wzięła się złośliwa nawa owego Collegium”.

Katolicki Uniwersytet Lubelski

„W Katolickim Uniwersytecie Lubelskim rej wodziły historia sztuki i polonistyka. Na obydwu tych «sekcjach» Wydziału Humanistycznego gromadziło się zawsze najwięcej studenckich indywidualności, osób autentycznie zainteresowanych sztuką, teatrem, nie ograniczających swego pobytu w uczelni jedynie do uczestnictwa w obowiązkowych wykładach i ćwiczeniach. A studentki historii sztuki wyróżniały się jeszcze – urodą, sposobem ubierania się, i – szczególnie w porównaniu z tak zwanymi Świętymi Zytami – ekstrawaganckim sposobem bycia… […] W Lublinie «bikiniarzy» wśród studentów można było policzyć dosłownie na palcach. Natomiast prekursorkami szybko rozwijającego się «stylu studenckiego» (notabene: z domieszką «artystycznego») były dwie studentki historii sztuki na KUL, Maria May i jej przyjaciółka – Anna Ptaszkowska. Zawsze zresztą, chodziły «w parze», a nazywano je powszechnie w środowisku studenckim: «Majkami»”.

Sala gimnastyczna KUL

„Drużyna AZS była jedyną szermierczą drużyną w Lublinie […]. W odróżnieniu od większości innych sekcji sportowych AZS, które «tułały się» po różnych, częstokroć zupełnie prymitywnych pomieszczeniach, szermierze mieli swój pewny, trwały kąt w sali gimnastycznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Skądinąd: jedynej wówczas własnej sali sportowej, lubelskich akademików. Owa sala znajdowała się w niewykończonym gmachu obecnej Biblioteki KUL przy ulicy Chopina. A dokładniej: na parterze, tam gdzie dzisiaj znajduje się hal wejściowy i szatnia”.

Collegium Anatomicum

„Mniej więcej w połowie «szlaku studenckiego», u zbiegu ulic – Spokojnej i I Armii Wojska Polskiego, wznosi się obszerny, kryty czerwoną dachówką, gmach dawnego gimnazjum męskiego im. Stefana Batorego, zwany też kiedyś powszechnie budynkiem Szkoły Lubelskiej. Po wyzwoleniu gmach Szkoły Lubelskiej został oddany w użytkowanie Uniwersytetowi im. Marii Curie-Skłodowskiej, a władze uczelni pomieściły tutaj zakłady anatomiczne Wydziału Lekarskiego i Wydziału Weterynaryjnego wraz z prosektoriami. Nad frontowym wejściem do budynku biegł wymalowany wielkimi literami, budzący respekt napis: Collegium Anatomicum”.

Collegium Iuridicum

„Zakład Fizjologii Zwierząt, którym kierował prof. Dłużewski mieścił się na parterze ówczesnego Collegium Iuridicum, dawnego pałacu Radziwiłłów, przy placu Litewskim. Były to trzy niezbyt duże komnaty o grubych murach i wąskich oknach, przypominające bardziej cele klasztorne niż przybytek nauki”.

Collegium Maius

„Na drugim końcu miasta, w Collegium Maius, rozmieściły się liczne zakłady naukowe Akademii Medycznej”.

Miasteczko uniwersyteckieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Miasteczko uniwersyteckie powstawało właściwie już poza ówczesnym miastem, na skraju Lublina; choć, oczywiście, mieściło się w jego ścisłych granicach. Ale dla ówczesnych lublinian był to – stosując dzisiejsze miary i odniesienia – jakby… daleki Węglin.

Dojazd

„Główna droga do miasteczka uniwersyteckiego prowadziła z centrum miasta ulicą Nowotki, przedwojenną aleją gen. Orlicz-Dreszera. Ulica kończyła się właściwie tuż za terenem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego na skrzyżowaniu z wąską ulicą Akademicką […]. Od tego też miejsca ulica Nowotki stawała się po prostu wąską, wybrukowaną kocimi łbami jezdnią wiodącą do bloku A, z ciągnącym się wzdłuż niej, po prawej stronie, rachitycznym jednopłytowym chodniczkiem tonącym miejscami w rozmiękłej glinie”.
 

„Od strony Alej Racławickich dochodziło się do miasteczka uniwersyteckiego ulicą Sowińskiego. Powstała w latach trzydziestych, gdy wznoszono w tym rejonie osiedle oficerskie, zachowała ulica Sowińskiego na długo swój dawny, przedwojenny wygląd. Wybrukowana klinkierem wąska jezdnia, trawniki z rosnącymi na nich ozdobnymi klonami, wygodne chodniki. Przy Sowińskiego nie było domów […]. Dopiero na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych stanęły po obydwu stronach ulicy bloki mieszkalne RDM z restauracją Pod Fafikiem i kawiarnią Tip-Top”.

„Przy skrzyżowaniu ulic Sowińskiego i Weteranów umieszczono na dwóch drewnianych słupach wielką prostokątną blaszaną tablicę z napisem: Dzielnica Uniwersytecka. Nie wiadomo dlaczego, po pewnym czasie tablicę tę zdemontowano i od tamtej pory nigdy się już nie pojawiła na nowo”.

Budynki fizyki i chemii UMCS

Pokazy [z fizyki] odbywały się w nowo wzniesionym, pachnącym jeszcze farbą gmachu fizyki; budynku, jak na owe czasy, bardzo nowoczesnym stojącym u wejścia do budującego się miasteczka uniwersyteckiego. Obok gmachu fizyki wznosił się nieco mniejszy gmach chemii, w którego wnętrzach prowadzono jeszcze ostatnie prace wykończeniowe. Wokół zaś obydwu budynków rozciągała się pokryta cienką warstwą śniegu pustynia – rozjeżdżony kołami ciężarówek i traktorów szmat ziemi pełen wądołów, wykrotów i dziur, w których można było sobie połamać nogi. Na końcu trochę tego księżycowego krajobrazu, w odległości kilkuset metrów, rysowały się wśród śnieżnej zadymki długie i wysokie sylwetki dwóch nieotynkowanych «żyletkowatych» budowli: domy akademickie – blok A i blok B”.

„Zajęcia z marksizmu-leninizmu dla wszystkich kierunków studiów zostały wprowadzone na UMCS chyba na samym początku lat pięćdziesiątych. Zakład Marksizmu-leninizmu UMCS mieścił się na pierwszym piętrze nowo wzniesionego gmachu fizyki przy ulicy Nowotki”.

Domy akademickie

„Dyskoteki jeszcze nie istniały. Ich swoistą namiastką były sobotnie wieczorki taneczne urządzane w znajdujących się na parterze domów studenckich obszernych halach wejściowych, określane popularnie mianem «holówek». Najczęściej «holówki» odbywały się w żeńskim bloku B, a dodatkową, w tym wypadku, atrakcję stanowił fakt, że w tanecznym zamęcie łatwiej było studentom przeniknąć przez kordony akademikowych cerberów. Stojących na straży moralności i dostać się na wyższe piętra, do sanktuarium kobiecości szumiącej tanim, błyszczącym jedwabiem kwiecistych szlafroczków […]. A tymczasem w «halu tanecznym» na parterze, w zgęstniałym na kamień powietrzu, w tłoku i ścisku, dwie przeciwne płci przywarte do siebie jak najciaśniej, udawały że tańczą. «Puszczana» z pobliskiego akademickiego radiowęzła muzyka z płyt (najczęściej: namiętne tanga lub rzewne, posuwiaste slow- foxy), dodatkowo temu sprzyjała”.

Stołówka studencka

„Stał po prawej stronie ulicy Sowińskiego długi, murowany parterowy budynek, z dachem krytym papą. Była to stołówka akademicka. Wchodziło się do niej po betonowych stopniach: najpierw do holu z szatnią, a stąd przez duże, przeszklone drzwi, do wielkiej sali zastawionej stolikami i krzesłami. Na końcu jadalni ciągnął się rząd okienek kuchennych, w których wydawano posiłki”.

„Jedzenie w stołówce akademickiej było marne. Na śniadanie zazwyczaj kubek mleka i połowa bułki «parówki» z odrobiną masła; na obiad – cienka wodnista zupa, a na drugie danie kawałek nieokreślonego bliżej gatunkowo mięsa z kartoflami; na kolację – nieśmiertelna czarna lura «Enrilo», gulasz z podrobów i suchy chleb – w dowolnych ilościach. Czasem odświętnie, kawałeczek kiełbasy, pasztetówki lub porcja gorącej kaszanki. Aha, i jeszcze były «wieczory móżdżkowe», kiedy to w okienkach kuchennych pojawiały się wielkie żeliwne rynienki wypełnione smażonym móżdżkiem […]”.

„Na początku roku akademickiego, lub w niektóre soboty karnawałowe, stołówka zamieniała się w salę balową. Przystrojona przez grupy studentów – aktywistów «od kultury», w długie festony z kolorowej, karbowanej bibułki zwisające spod sufitu, firaneczki nacięte z bibułki gładkiej i «lampiony» z barwnego celofanu, którym okręcano żarówki kinkietów, wyglądała odświętnie i swojsko, niczym karnawałowa remiza strażacka w rodzinnym miasteczku”.

Życie towarzyskieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Dancingi: Lublinianka i Powszechna

„Szczytem elegancji, na jaki tylko nieliczni studenci mogli sobie pozwolić, było wybranie się z partnerką na dancing do kawiarni Lublinianka przy Krakowskim Przedmieściu. Grał tam, na znajdującej się nad wejściem do lokalu antresoli, bardzo dobry zespół pod kierownictwem Tadeusza Müncha, lansujący bardziej «zachodnie» rytmy oraz melodie”.

„Bardzo niechętnie patrzono na uczelni i w gronie działaczy organizacji młodzieżowych na takie studenckie wyskoki do Lublinianki lub, uchowaj Boże!, do sąsiadującej z nią (również z dancingiem) restauracji Powszechna”.

Kawiarnia Regionalna

„Tolerowano natomiast fakt odwiedzania przez studentów kawiarni Regionalna. Gdzie można było: «zażyć godziwej rozrywki kulturalnej», słuchając przy «małej czarnej» (cena: dwa i pół złotego) cowieczornego koncertu dawanego przez trzech starszych panów, filharmoników: pianistę, skrzypka i wiolonczelistę”.

Kina: Wyzwolenie, Staromiejskie, Robotnik

„W połowie lat pięćdziesiątych kino było najtańszą z rozrywek kulturalnych. Bilet wstępu kosztował mniej niż paczka papierosów. Nic więc dziwnego, że studenci chodzili do kina tłumnie. Istniały wówczas w Lublinie trzy kina. W centrum miasta – dawne Apollo, przemianowane na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych na Wyzwolenie; Staromiejskie za Bramą Trynitarską; oraz Robotnik – niedaleko dworca kolejowego. Każde z kin miało swoją publiczność. Studenci chodzili do Wyzwolenia. Było ono największe, najelegantsze i szły w nim najlepsze filmy. Chodzono tu zresztą nie tylko na filmy. W Wyzwoleniu odbywały się także wszystkie liczące się imprezy estradowe”.

Kawiarnia studencka Piwnica i kabaret Sex

„W 1957 roku studenci pokusili się o otwarcie swojej własnej kawiarni, w trzykondygnacyjnych piwnicach na Starym Mieście. […] W jednej z nich, salce z kominkiem, zachowały się jeszcze na ścianach cenne, szesnastowieczne freski. […] Na niższym poziomie, gdzie schodziło się wąskim, stromym «korytarzem» wyłożonym szesnastowiecznymi cegłami, mieściło się «serce» studenckiej Piwnicy: długa sklepiona komnata – będąca zarazem salą widowiskową kabaretu Sex. A za nią – druga, mieszcząca zaledwie kilka stolików, która w czasie występów pełniła rolę garderoby artystów. […] W kabarecie występowaliśmy w czarnych, luźnych swetrach i wąskich spodniach z ciemnoczerwonego sztruksu. Dekorację stanowiła sama niezwykła, niepowtarzalna architektura Piwnicy. Podczas programu za oświetlenie służyły tylko płomyki świec. Stwarzało to jakiś tajemniczy, mistyczny nastrój”.

Klub artystyczny Nora, Krakowskie Przedmieście 32

„Zakończył żywot jako klub Pod Strzechą, przez wiele lat nazywał się Nora, a jeszcze wcześniej, w latach pięćdziesiątych, był to Klub Związku Zawodowego Pracowników Kultury i Stowarzyszeń Twórczych. Był klub w owym okresie autentycznym salonem kulturalno-artystycznym Lublina. Odbywały się tutaj najciekawsze imprezy artystyczne, liczące się spotkania autorskie, wystawy plastyczne, dyskusje. A także – słynne na całe miasto sobotnie wieczorki taneczne, na których grały do tańca pierwsze w mieście studenckie zespoły jazzowe […]. Otrzymanie karty klubowej było nobilitacją. Tym bardziej – dla studentów. Rozpatrywano bardzo uważnie każdą «studencką» kandydaturę, przyjmując tylko osoby wyróżniające się w działalności kulturalnej i artystycznej. W ten sposób tworzyła się swoista «elita», z której szeregów wyrosło później wielu znanych dziennikarzy, literatów, muzyków, plastyków, aktorów, prawników […]”.

„W okresie «przed» i «popaździernikowym» kierowniczką klubu była Krystyna Chełchowska, właściwie – jeszcze studentka historii sztuki na KUL […]. Tym chętniej widziała w Klubie Pracowników Kultury artystyczną młodzież studencką, szczególnie zaś – plastyków”.

Kawiarnia Czarcia Łapa i kabaret Czart

„Kazio [Łojan] był jednym z założycieli, autorów oraz aktorów kabaretu Czart powstałego na początku 1960 roku w lubelskiej kawiarni Czarcia Łapa. Wykonywał tam z lubością satyryczne «piosenki dziadowskie» cieszące się ogromnym powodzeniem wśród publiczności, występował w scenkach humorystycznych i w krótkich black-outach, a jego żywotność i energia dosłownie rozpierały estradę”.

Lubelski Dom Kultury – Zamek

„Oprócz opieki i niewielkiej pomocy finansowej, Lubelski Dom Kultury (na którego czele stała pełna inwencji i przyjazna wszystkim twórczym poczynaniom dyrektor Irena Szczepowska), zapewnił miłośnikom filmu pomieszczenia na siedzibę […]. Klub posiadał kilka sekcji zainteresowań, a jedną z nich była sekcja filmowa, mająca w planach kręcenie stałej, dokumentalnej kroniki lubelskiej”.

Z fragmentów książki Mirosława Dereckiego Na studenckim szlaku
opracowała Dominika Majuk

LiteraturaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Mirosław Derecki, Na studenckim szlaku, Wydawnictwo UMCS, Lublin 1995.

Powiązane artykuły

Zdjęcia

Słowa kluczowe