Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN” w Lublinie jest samorządową instytucją kultury działającą na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego i edukacji. Jej działania nawiązują do symbolicznego i historycznego znaczenia siedziby Ośrodka - Bramy Grodzkiej, dawniej będącej przejściem pomiędzy miastem chrześcijańskim i żydowskim, jak również do położenia Lublina w miejscu spotkania kultur, tradycji i religii.

Częścią Ośrodka są Dom Słów oraz Lubelska Trasa Podziemna.

Literatura lubelska (XVIII wiek)

Literatura lubelska w XVIII wieku to literatura tworzona przez wybitnych autorów, zajmujących znaczące miejsce w historii literatury polskiej. Do grona pisarzy związanych z tym miastem w okresie oświecenia  należeli Ignacy Krasicki, Kajetan Koźmian, Julian Ursyn Niemcewicz, Franciszek Zabłocki i wielu innych. Odbicie w ich twórczości znalazły – głównie niezbyt pozytywne – lubelskie realia polityczno-kościelne, charakterystyczne w tym okresie dla całego kraju. Powstawały pamiętniki, poetyckie opisy, czy wreszcie komedie, które, wskazując błędy i wady Polaków, miały skłonić ich zarówno do zmian osobowościowych, jak i do reform prawnych. Ale tematyka utworów nie skupiała się jedynie wokół polityki i obyczajowości. Pojawiają się również opisy ówczesnego (i historycznego) Lublina i Lubelszczyzny oraz panegiryki na cześć sławnych lublinian.

Makieta Rynku w Lublinie
Makieta Rynku w Lublinie (Autor: nieznany)

Spis treści

[RozwińZwiń]

Tło historyczneBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

W czasach saskich Trybunał Koronny miał złą opinię: słynął z niekompetencji, korupcji i swawolnego trybu życia deputatów. Równocześnie stał się areną, na której ścierały się wpływy trzech stronnictw: hr. Brühla i jego zięcia Mniszcha, Potockich i tzw. familii, czyli Czartoryskich i Poniatowskich. W tej sytuacji kadencje zakończone spokojnie, bez skarg i kłótni należały do wyjątków.

Marszałkowie i prezydenci trybunalscy, którzy mogliby poprawić sytuację, nie potrafili stanąć na wysokości zadania. Do wyjątków należał Wacław Rzewuski (1706—1779), marszałek trybunału w 1737 roku, później hetman koronny, autor utworów dramatycznych, psalmów pokutnych i pism politycznych. Za jego kadencji duchowni deputaci przestali brać czynny udział w zabawach.

Krótkotrwałą reformę trybunału koronnego przeprowadzono na sejmie konwokacyjnym w 1764 roku z pomocą Czartoryskich. Podzielono go wtedy na małopolski i wielkopolski: małopolski urzędował przez pierwszą część kadencji w Lublinie, po czym przenosił się do Lwowa. Po czterech latach ponownie połączono trybunały w jeden.

Szkolnictwo. Komisja Edukacji NarodowejBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Utworzona w 1773 roku Komisja Edukacji Narodowej objęła nadzór nad byłymi szkołami jezuickimi. Gimnazjum lubelskie sekularyzowano i zamieniono w 1774 roku na szkołę wojewódzką. Otworzył ją Ignacy Potocki, członek KEN. W roku szkolnym 1780/81 szkołę wojewódzką przekształcono na wydziałową. Jej pierwszym rektorem był ks. de Camelin, po nim ( w latach 1781—1784) szkołą kierował ks. Franciszek Salezy Jezierski, kanonik kaliski. W skład jego grona nauczycielskiego wchodzili pierwsi świeccy pedagodzy, doktorzy filozofii, absolwenci zreformowanej Akademii Krakowskiej (Szkoły Głównej Koronnej). Niektórzy z nich później objęli katedry w SGK: nauczyciel matematyki w latach 1780—1784 Józef Czech był profesorem matematyki w Akademii Krakowskiej, wydał przekład geometrii Euklidesa i podręcznik arytmetyki. Franciszek Scheidt uczył w Lublinie fizyki ( lata 1780—1784), później wykładał fizykę, chemię i nauki przyrodnicze w AK.

Dopóki w szkołach zaboru austriackiego w Zamościu i Lwowie językiem wykładowym była łacina, konserwatywna szlachta lubelska tam wysyłała synów. Gdy jednak zastąpiono ją językiem niemieckim, szlachta przenosiła dzieci do szkół KEN lub kształciła w domu. Szkoła spełniała ważną funkcję w życiu kulturalnym Lubelszczyzny: dawała uczniom nowoczesną, dostosowaną do potrzeb wiedzę i szerzyła postępowe hasła oświeceniowe, które za pośrednictwem synów trafiały do ojców.

Ważne wydarzenia polityczneBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Konstytucja 3 maja miała w Lubelskiem zwolenników i przeciwników. Popierał ją m.in. lublinianin Stanisław Potocki, poseł na Sejm Czteroletni wraz z postępową młodzieżą, przeciwnikom dowodzili Tomasz Dłuski i Józef Suffczyński. Obaj wygłosili w trybunale manifest przeciw konstytucji.
W 1792 roku w rocznicę konstytucji urządzano w Lublinie bale, iluminacje, wywieszano transparenty. Podniosły nastrój opadł, gdy do Lublina wkroczyły wojska rosyjskie, popierające konfederację targowicką. Marszałkiem lubelskiej konfederacji został Kajetan Miączyński, „szuler, jurgieltnik każdej partii, która go kupić chciała”. Na uczty zapraszał rosyjskich oficerów i najpiękniejsze kobiety z Lubelskiego i Wołynia.

Lata 1781–1794 to dla Lublina okres ożywionej pracy kulturalnej i politycznej. Miasto włączyło się w nurt działań dla ratowania niepodległości. Przejawiało się to w różny sposób:

  • działalność kulturalno-oświatowa szkoły wydziałowej, prowadzonej przez wybitnych ludzi;
  • początki publicznego teatru lubelskiego;
  • działalność Komisji Dobrego Porządku z wojewodą Hryniewieckim: wybrukowanie ulic, oczyszczenie miasta z gruzów, odbudowanie ratusza, bramy Grodzkiej i Krakowskiej, poprawa warunków higienicznych miasta;
  • kupcy lubelscy, wdzięczni za przyznanie mieszczanom równych praw (1791), składali hojne dary na formującą się armię polską.

CiekawostkiBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Adam Naruszewicz w Diariuszu opisał podróż króla Stanisława Poniatowskiego z 1787 roku do Kaniowa (autor towarzyszył władcy). Celem podróży było spotkanie z Katarzyną II na Dnieprze, rzece granicznej. Mówiło się, że Stanisław August wydał trzy tysiące dukatów i stracił trzy miesiące po to, by widzieć carycę przez... trzy godziny. Ich trasa nad Dniepr prowadziła przez Lublin. Pamiątką tego przejazdu są inicjały S.A.R. na Bramie Grodzkiej. 

Sensacją dla Lublina był trzymiesięczny pobyt brygady gen. Kościuszki w 1790 roku (od początków czerwca do 7 września). Wsławiony w walkach o niepodległość Stanów Zjednoczonych „jenerał” mieszkał wtedy u swego stryja Jana Kościuszki, właściciela pobliskiego Sławinka. Urządził on manewry wojskowe między Dziesiątą, Bronowicami i Wrotkowem, którym przyglądali się członkowie trybunału, młodzież szkolna i ogromne tłumy publiczności.

Główni twórcy literatury lubelskiej XVIII wiekuBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Ignacy Krasicki (1735–1801) – książę poetów polskich doby stanisławowskiej. W 1765 roku był prezydentem trybunału lubelskiego. Wśród zbiorów korespondencji poety znajdują się m.in. listy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego adresowane właśnie do Lublina. Choć pobyt w tym mieście był tylko epizodem w życiu Krasickiego, to jednak jego echa można odnaleźć w twórczości autora: przede wszystkim w I części Mikołaja Doświadczyńskiego przypadków (1776), ale również w komedii Pieniacz (1779–1780) i w bajce Pieniacze. Wzmianka o Lublinie – co prawda dosyć mglista – pojawiła się w Opisaniu podróży z Warszawy do Biłgoraja (1782). Lublin wiązano też z miejscem akcji Monachomachii (1778). Później wskazywano na Przemyśl albo Górę Kalwarię. Krasicki chętnie i umiejętnie stosował dyskrecję jako środek artystyczny, więc doszukiwanie się nazwy miasta jest niepotrzebne: sam poeta uznał, iż: „nic to (...) do rzeczy nie przyda”.

Franciszek Zabłocki (1757–1821) adaptację komedii Hauteroche'a Crispin medecin zatytułował Doktor lubelski (1781); do utworu wprowadził elementy lokalizujące utwór.

Jako proboszcz Końskowoli, Zabłocki 21 kwietnia 1819 roku pisał do nieznanego adresata, iż nie może przybyć do Lublina, choć miał tu coś załatwić.

Obraz trybunału lubelskiego przekazał Jan Duklan Ochocki (1766–1837) w Pamiętnikach...— (wyd. pośmiertne, 1857); przebywał w Lublinie w latach 1788–1792.

Swój pobyt w Lublinie utrwalili: Jacek Przybylski (1756–1819) – nauczyciel tutejszej szkoły wydziałowej w latach 1780–1781 i Franciszek Salezy Jezierski (1740–1791), kierujący szkołą w latach 1781–1784. Jednak ich pisarstwo ma przede wszystkim zasięg ogólnopolski.

Wspomnieniami ze szkół lubelskich rozpoczynają się Pamiętniki Kajetana Koźmiana. Miał on rezydencję w Piotrowicach, ale w działalności publicznej związał się z Lublinem. W Pamiętnikach przekazał niepowtarzalny, szczegółowy obraz Lublina; pisze m.in., że w Dziesiątej – dziś dzielnica miasta – za jego czasów można było jeszcze upolować rysia. Z Lublinem wiążą się liryki Koźmiana, czasami tylko w tytule: Oda na zawieszenie orłów francuskich w Lublinie (1809), ale poemat Stefan Czarniecki (1858) zawiera hołdownicze apostrofy do Lublina, nawet niespodziewane. Zaprzyjaźniony z Koźmianem generał Franciszek Morawski (1783–1861) był w latach 1819–1826 i 1828–1830 dowódcą brygady w Lublinie. W poezji nie utrwalił miasta, ale gdy w 1826 roku opuścił je, najwyraźniej myślał o nim dobrze, gdyż, jak pisał do Koźmiana: „niemiłych wspomnień nie zostawuję po sobie”.

Istotny jest utwór Wincentego Kamieńskiego (ok. 1768–po 1811) Przypadki lubelskie. Choć pod względem artystycznym jest raczej słaby, to zawiera dość dokładny obraz Lublina. Stanisław Staszic (1755–1826), aktywny w bardzo wielu przedsięwzięciach, był także autorem raportu dla namiestnika Królestwa Stan uporządkowania m. Lublina, dn. 1 października 1824 r., w którym stwierdzał, że Lublin „przybiera postać porządnego miasta”.

Julian Ursyn Niemcewicz (1757–1841), który w Powrocie posła (1790) w usta starosty Gadulskiego włożył relacje o dworku w Lublinie otrzymanym w posagu żony, w Lublinie przeżywał też szczególnie wydarzenia z 1569 roku. W Śpiewie historycznym o Zygmuncie Auguście (1816) upamiętnił unię lubelską i hołd pruski z 1569 roku, a w Janie z Tęczyna (1825) starostę lubelskiego, swojego bohatera, widział w akcji przygotowań do uroczystości z 1569 roku (anachronizm: nie żył on już od 1563 roku). W latach 1811–1828 odbywał „podróże historyczne po ziemiach polskich” i upamiętnił je w książce pod takim samym tytułem. Wzmianki o Lublinie w latach 1811, 1816, 1820 dotyczą przede wszystkim niszczenia pamiątek po doniosłym akcie unii. Fakt ten wywoływał żal i złość poety, czego nie ukrywał w relacjach. Niemcewicz nazwał Lublin „jednym z celniejszych miast polskich”. Gościem wspomnianego F. Morawskiego był w 1822 roku Kajetan Jaksa Marcinkowski (zm. 1832), który w wierszowanym opisie Pobytu u przyjaciela w Lublinie (1822), podobnie jak Niemcewicz, żałował zniszczonej kolumny Unii Lubelskiej i zburzenia Zamku Królewskiego.

Ważnym wydarzeniem było wydanie Almanachu lubelskiego na rok 1815 dla amatorów literatury ojczystej. Pierwszy w Polsce noworocznik literacki wydał Klemens Urmowski, a wydrukował Jan Karol Pruski. Zawierał on zbiór twórczości przedwcześnie zmarłego Józefa Sygierta (1780–1804) oraz Opis historyczno-malarski departamentu lubelskiego Kazimierza Puchały. Ilustracja zamieszczona w Almanachu przedstawia Zamek Lubelski we współczesnym kształcie, odbudowany na zwaliskach dawnego.

Lublin w literaturze okresu saskiegoBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Od 1569 roku w Lublinie nie odbywały się przez długie lata posiedzenia sejmu, dopiero w czerwcu 1703 roku w czasie wojny z królem Karolem XII, król August II zwołał nadzwyczajny sejm w Lublinie, z którego relację zapisał Krzysztof Zawisza, wojewoda miński, w Pamiętnikach:

Najniespodzianiej i w największej tajemnicy król polski złożył sejm w Lublinie na 19 czerwca. Zmieszało to bardzo Szwedów i partyzantów, bo żadnym sposobem temu sejmowi przeszkodzić nie możono, który sejm złożony tylko dla wydania wojny, dla zabrania na skarb dóbr sapieżyńskich i przyjaciół ich, na odsądzenie od honorów. Litwa to tam dokazywała sama dla siebie... Słowem rządziło ten sejm owo niepoczciwe: tak chcę, tak być musi, rozsiekać, zabić, sądzić itd. [...] Sejm w Lublinie skończył się wśród wrzasków i zamieszania. Wojna odporna na nim stanęła, sojusz z postronnymi, ile z Duńczykiem i Moskalami, jpp. Sapiehom i przyjaciołom ich przy królu szwedzkim dla uspokojenia ich do niedziel sześciu pozwolono, jeżeli zaś nie przystąpią w tym czasie, ogłoszeni za wrogów ojczyzny, od honorów odrzuceni być mają.

Zawisza przebywał w Lublinie latem 1716 roku jako jeden z przedstawicieli Litwy na konferencji traktatowej, zainicjowanej przez pełnomocnego posła Rosji Dołgorukiego, między konfederatami a przedstawicielami króla Augusta II.
Opis Lublina za Sasów zawiera encyklopedia ks. Benedykta Chmielowskiego pt. Nowe Ateny albo akademia wszelkiej scjencji pełna (1756). W części czwartej tego dzieła czytamy:

Stolica województwa tego Lubin (!) czyli Julin nad Bystrzyną (!) rzeką, murem opasane, ma zamek na górze, co uczynił Kazimierz Wielki. Ratusz jego jako miejsce trybunału koronnego herbami kapituł, województw adornowany. Jest tu kolegiata s. Michała fundationis Leszka Czarnego roku 1282. Na zbitej Litwy 14000 pamiątkę pod protekcją s. Michała i jednego swego z sześciu tysięcy wojska nie straciwszy, teste Miechowita. U o. o. dominikanów jest partykuła wielka Sacri Lignis. Wizytek zakonnic drzewiany klasztor (teraz murowany) roku 1732 pogorzał, gdzie pożar ten wraz osób zakonnych i świeckich, szlachetnych 27 pożarł. U S. Ducha jest obraz cudowny Najśw. Panny, jako też u panien Brygitek N. Panny Bolesnej. Przybył kolegiackiemu kościołowi krucyfiks płaczący roku 1728 na ratuszu lubelskim tam przeniesiony.

Jednym z nielicznych działaczy, którzy próbowali zmienić złą opinię trybunału koronnego był Wacław Rzewuski (1706–1779).

Najdokładniejszy obraz życia trybunalskiego za Sasów zachował się w Opisie obyczajów za panowania Augusta III ks. Jędrzeja Kitowicza (1727–1804), historyka obyczajów polskich. Kitowicz poznał trybunał koronny jako sekretarz Michała Lipskiego, pisarza wielkiego koronnego, gdy ten pełnił funkcję przewodniczącego trybunału w latach 1759 i 1760. W Opisie obyczajów... cały rozdział czwarty poświęcił sądownictwu, głównie trybunałom w Piotrkowie i w Lublinie. W obydwu miastach utrwalił się ciekawy zwyczaj podczas kadencji trybunalskiej: służący palestrantów, deputatów i „stron” schodzili się pod ratusz zaraz po zagajeniu trybunału i tam po dwóch bili się w palcaty, czyli kije świdwowe lub dębczaki. Ten, który najbardziej wyróżnił się w tej zabawie był uznany za marszałka koła, drugi – za wicemarszałka, trzeci – za instygatora, czwarty – za wiceinstygatora. Z tymi „urzędnikami” cała gromada służby szła do Żydów na ucztę i po prezenty dla „urzędników”. Następnie po uczcie szli pod ratusz. Tam zaczepiali mężczyzn pochodzących z ich sfery i zmuszali do pojedynków. Z Piotrkowa trybunał przenosił się do Lublina, gdzie w pierwszy poniedziałek po niedzieli przewodniej odbywał się uroczysty wjazd marszałka do miasta. W wigilię wigilii św. Tomasza – tzn. 19 grudnia – sądy trybunalskie kończyły się przemówieniami trybunalskimi. W wigilię św. Tomasza deputaci składali przysięgę ziemstwu: „jako sądził według Boga, sumienia i prawa i jako nie brał korupcji”.

Byli tacy, których kaszel dusił, choć go przed przysięgą i po przysiędze nie cierpieli, usta ich bladły i ręka, położona na krucyfiksie, trzęsła się jak w paroksyźmie febry, ile kiedy na niektórych pacyjenci przytomni wołali z boku: „Bój się Boga! nie przysięgaj, otoś brał korrupcyją, oto te rumaki zaprzężone do karety, oto te bryki naładowane sprzętami, którycheś z sobą nie przywiózł, wydają cię, żeś przedawał sprawiedliwość”, deputat jednak, choć struchlały na poły, kończył co prędzej przysięgę; a tę skończywszy, co tchu wsiadał do powozu i uciekał z Lublina.

Postawę deputatów piętnowali kaznodzieje trybunalscy; w Lublinie kazania w kościele jezuickim głosił jezuita zwany ordynariuszem trybunalskim. „Ten miał wszelką wolność niemal palcem wytykać niesprawiedliwość i rozpustę i inne występki deputatów i palestry”.

Szkoła i teatr ośrodkami kultury w LublinieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Jedynymi ośrodkami kultury w Lublinie za Stanisława Augusta były szkoły i teatr.

Gdy Ignacy Potocki otrzymał od Przybylskiego egzemplarz Kandyda, wręczył mu pierścień z prośbą, by oddał mu wszystkie egzemplarze tej książki. Potocki obawiał się, że jej rozpowszechnianie może wpłynąć niekorzystnie na opinię szkoły lubelskiej, tym bardziej, że szlachta od początku bojkotowała szkoły Komisji Edukacji Narodowej; oburzało ją np, że jako język wykładowy wprowadzono w nich język polski w miejsce łaciny, a nauczycieli zakonników zastępowano świeckimi.

Szlachta polska wstydziła się, jak pisze Koźmian, groźnego z dziećmi a następnie z sługami i włościanami obchodzenia. Już oni w dzieciach swoich nie znajdowali chętnych wykonawców swoich surowych rozkazów, lecz służący, włościanie zyskiwali w nich swoich partnerów i wstawicieli. Koźmian stwierdził, że w szkołach Komisji Edukacyjnej nie było tak „niemiłosiernej”, przesadnej surowości, jak w szkołach jezuickich (odnosi się to do kary chłosty). Zamiast bójek na palcaty wprowadzono musztrę drewnianymi karabinami, a w dni rekreacji uczniowie z profesorami szli na plac za miasto, śpiewając: Święta miłości kochanej Ojczyzny Krasickiego lub marsz Królu, któryś naród oświecił / Męstwo-cnotę-honor w nim wzniecił Naruszewicza.

Rektor lubelskiej szkoły wydziałowej ks. Jezierski był taktowny i wyrozumiały w postępowaniu z młodzieżą i profesorami. „Nikomu nieprzykry, w obcowaniu łagodny, charakteru wesołego i przyjemnego, zostawił po sobie żal w zgromadzeniu lubelskim”, pisał o nim Hugo Kołłątaj. Po wyjeździe z Lublina awansował na wizytatora generalnego, ale jego radykalne poglądy stanęły mu na przeszkodzie w dalszej pracy pedagogicznej. Jezierski ostatnie lata życia poświęcił publicystyce w Kuźnicy Kołłątajowskiej. Za kierownictwa jego następcy, ks. rektora Trefflera, w Lublinie doszło do poważnych zatargów między nim, a niektórymi świeckimi profesorami. Konflikt złagodził dopiero Hugo Kołłątaj (1750—1812), generalny rektor Szkoły Głównej, który był w tym celu w Lublinie w dniach 26 i 27 czerwca 1786 roku.

Opiekę nad szkołami wydziału małopolskiego sprawował Ignacy Potocki (1750–1809), prezes Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych, później jeden z twórców Konstytucji 3 maja. Związany był blisko z Lubelszczyzną. Urodził się w Radzyniu, a mieszkał w Klementowicach w Puławskiem. W pracy wizytatorskiej pomagał mu ks. Adam Czartoryski (1734–1823), generał ziem podolskich, autor katechizmu rycerskiego i kilku komedii. Ks. Adam bywał w Lublinie w sprawach politycznych (np. podczas sejmików w latach 1788 i 1790) lub przejazdem, w drodze do posiadłości na Wołyniu i Podolu. Podróżował z żoną Izabelą Czartoryską (założycielka pierwszego muzeum w Polsce: Świątynia Sybilli i Domek Gotycki) i córką Marią Wirtemberską, autorką popularnej w tamtym okresie powieści sentymentalnej Malwina czyli domyślność serca (1816).

Drugim ośrodkiem kultury, obok szkoły wydziałowej, był w Lublinie teatr. Ochocki w Pamiętnikach... wspomina o lwowskiej grupie Morawskiego, która występowała przez całe lato 1791 roku. Podczas wystawiania oper grała kapela, kierowana od 1784 roku przez muzyka lubelskiego Karola Lehmanna. O stosunku szlachty do lubelskiego teatru mówił Henryk Rzewuski w gawędzie pt. Trybunał lubelski ustami Seweryna Soplicy:

Szlachta przerywała ciągle grę aktorów przez wiwaty wznoszone na cześć wchodzących do teatru deputatów i ich żon, a niektórzy wina każą przynieść i wołają komediantów, żeby granie przerwali, pokąd kielich rąk nie obejdzie.

Stanisław August Poniatowski w LublinieBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Lublin bardzo emocjonalnie przeżywał przejazdy króla Stanisława Augusta z Warszawy do Wiśniowca w 1781 roku i do Kaniowa w 1787 roku. O podróżach tych pisali pamiętnikarze Ochocki i Koźmian, a także poeta i historyk biskup Adam Naruszewicz.

Ochocki na podstawie akt trybunalskich opisał szczegółowo powitanie króla w 1781 roku przez marszałka trybunału Olizara, który najpierw zaprosił króla do izby sądowej, by wysłuchał rozprawy, a następnie gościł go u siebie w pałacu Pijarskim. Powiadają – pisze Ochocki – że przepych i wystawność w czasie pobytu króla były nadzwyczajne... Pan Olizar w Lublinie i w Łącznej wszystkie wykupił kitajki na transparenta, które w czasie iluminacji powznosić kazał.

Biskup Adam Naruszewicz (1733—1796), który towarzyszył królowi w obu podróżach, w odzie Podróż królewska do Wiśniowca — pisze o Lublinie:

Tu Zygmunt bitne połączył narody,
Stefan wspaniałe dźwignął magistraty.

Następnie wspomina krótko o powitaniu króla przez członków trybunału: Tu ci Astrea w licznym sędziów gronie, / Dwu zacnych mężów przewodniczym śladem /Składa miecz, prawo i szalę na łonie.

Z Wołynia Stanisław August wrócił do Warszawy przez Lublin, gdzie znów był serdecznie powitany. Sześć lat później (1787) król, jadąc z ks. Józefem i bp. Naruszewiczem do Kaniowa 3 marca zatrzymał się na nocleg w Lublinie. Tłumy mieszkańców miasta wyszły na ulice, by patrzeć na przejazd Stanisława Augusta: od strony Konopnicy przez Krakowskie Przedmieście, dzielnicę żydowską na przedmieście Tatary nad Bystrzycą do domu starosty lubelskiego Mniszcha. Widok był imponujący: w orszaku królewskim było ponad 40 ekwipaży o 355 koniach, z konną eskortą wojskową, złożoną z 27 osób. Króla przyjął sędziwy poseł Tomasz Dłuski, jako podkomorzy lubelski. Wieczorem odbyła się audiencja, na której król przyjął urzędników ziemskich i grodzkich oraz wielu innych mieszkańców województwa lubelskiego. Następnego dnia, w niedzielę, po mszy św. w jednym ze swoich pokojów na Tatarach król wyjechał rano w kierunku Piasków. O tym pobycie króla w Lublinie podał relację biskup Naruszewicz w Diariuszu podróży Najjaśń. Stanisława Augusta, króla polskiego, na Ukrainą (1788). Sam autor spędził sobotnie popołudnie na zwiedzaniu Lublina: stwierdził, że w ciągu ostatnich sześciu lat dokonały się ogromne zmiany w wyglądzie miasta. Jako historyk zainteresował się Naruszewicz przeszłością trybunalskiego grodu i skrytykował zapis Kadłubka o założeniu Lublina przez siostrę Juliusza Cezara: Słowianów to jest dziełem, jako sama nazwiska pochodzącego ze Słowiańszczyzny uwaga jawnie pokazuje.

Wpływ lubelskiego trybunału koronnego na literaturę XVIII wiekuBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Istotny wpływ na literaturę Oświecenia miał istniejący w Lublinie trybunał koronny. W zreformowanym trybunale zasiadł w 1765 jako prezydent 30-letni kanonik Ignacy Krasicki. Jego lubelska kadencja trwała od 11 lutego do 30 marca. Krasicki nie miał ani teoretycznego ani praktycznego przygotowania do pełnienia tego urzędu. Braki te pewnie odczuwał, o czym mogą świadczyć słowa Pana Podstolego, bohatera jego utworu: Uczyć się prawa sądząc, jest to bezbożna nauka; lepiej ujść za nieuczonego niż się wdać w niebezpieczeństwo złego sądzenia. Mimo wszystko Krasicki starał się spełniać swoje obowiązki bez zarzutu. Był pracowity i bezstronny. Razem z marszałkiem Ignacym Cetnerem – krewnym i przyjacielem z lat dzieciństwa – podczas kadencji lwowskiej, opierając się na doświadczeniach z czasu kadencji lubelskiej, przeprowadził pewne reformy w trybunale. Widział wady deputatów: korupcję i brak przygotowania prawniczego. Przeżycia z kadencji lubelskiej i lwowskiej wykorzystał głównie w powieści Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki i w komedii Pieniacz, poza tym znajdziemy je w Panu Podstolim, w bajce Pieniacze, w satyrach: Wziętość i Klatki, w liście poetyckim pt. Opisanie podróży z Warszawy do Biłgoraja i w Antymonachomachii.

Krasicki bardzo plastycznie ukazał życie trybunalskie w Lublinie w powieści obyczajowej pt. Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki (1776), opierając się nie tylko na własnych obserwacjach, ale i na relacjach o przebiegu poprzednich kadencji. Krytykuje sprzedajność deputatów. O poziomie ich wykształcenia świadczy scena badania sfałszowanego dokumentu, który miał być wydany przez księcia Wasyla Jadźwingowi Łopacie. Adwokaci przewyższali deputatów znajomością prawa, chociaż ich przygotowanie zawodowe też było nie wystarczające – świetnie za to znali się na wszelkich kruczkach prawnych. Tło akcji powieści jest zarysowane dość mgliście: autor ukazuje tylko wnętrze mieszkań deputatów-łapowników na trzecim lub czwartym piętrze, prawdopodobnie przy ulicy Grodzkiej, do których piął się Doświadczyński po ciemnych i niewygodnych schodach. Krasicki nie opisał gmachu trybunału, czytamy tylko o schodach, na które wstępują deputaci prowadzeni pod rękę przez „pacjentów”.

Pieniactwo, zaobserwowane w Lublinie i we Lwowie, potępia Krasicki w komedii pt. Pieniacz słowami Arysta. Pieniacz według niego to „monstrum natury, trucizna towarzystwa”. Brat Arysta, Anzelm, główny bohater tej komedii, zachęcany przez swego plenipotenta Repertowicza, prowadzi w Lublinie nieustanne procesy z wszystkimi sąsiadami. Na rachunek Anzelma Repertowicz zapłacił po dziesięć dukatów czterem mecenasom lubelskim przybyłym na konferencję i zakupił dla nich u Węgrzyna na Wieniawie 18 garncy wina, gdyż, „są to głowy i mądre, i mocne”. Anzelm oburza się na Mikołaja Doświadczyńskiego: Ja nie wiem — mówi do Repertowicza — jak i książki jego, i jego samego żywcem nie spalili za to, co on śmiał pisać przeciw trybunałom.

Nałóg pieniactwa omawia także Krasicki w powieści pt. Pan Podstoli (1778, 1784). Bohater tytułowy, ideał ziemianina, zastanawia się nad przyczynami pieniactwa i dopatruje się ich w „fałszywym punkcie honoru oraz w wadach naszego prawodawstwa”. Nałogu tego, zdaniem p. Podstolego, nie można – niestety – usunąć, ale należy go przynajmniej hamować. Tak postąpił p. Podstoli, doprowadziwszy do zgody skłóconych od dwunastu lat sąsiadów: pana Podwojewodziego i panią Podkomorzynę, wdowę po mecenasie, kiedyś sławnym w trybunale, która „tak się wprawiła w nałóg pieniactwa, iż trzy części substancji na samo tylko prawo straciła”. Zgubne skutki pieniactwa charakteryzuje Krasicki zwięźle w bajce Pieniacze:

Po dwudziestu dekretach, trzynastu remisach, / Czterdziestu kondemnatach, sześciu kompromisach, / Zwyciężył Marek Piotra; a że się wzbogacił, / Ostatnie trzysta złotych za dekret zapłacił. / Umarł Piotr, umarł Marek, powróciwszy z grodu: / Ten, co przegrał, z rozpaczy; ten, co wygrał, z głodu.

W satyrze Wziętość wytyka Krasicki panu Mikołajowi, bezpłatnemu kraju sędziemu, że stał się bogatym przez to, że sądził, karał, dogadzał, a patronom trybunału, że czynią wykręt dowodem, a prawność matactwem. Brak wiadomości prawniczych u deputatów potępia poeta w satyrze Klatki:

Ten nic prawa nie umiał, a chciał się go uczyć: / Więc aby skarb nauki dla siebie wydostał, / Znalazł sposób. „A jaki?” Oto sędzią został.

Echa trybunalskie pobrzmiewają także w Antymonachomachii. Jedyny wśród zakonników laik, pan wicesgerent, czyli urzędnik przy staroście grodowym, na wiadomość o ukazaniu się Monachomachii radzi mnichom, jak postąpić z autorem tego poematu:

Jeśli plebeius, zbić go bez litości, / Jeżeli szlachcic, pozwać jegomości. / Różne mogą być sprawy, aktoraty, / A ja na wszystkich nieźle dopilnuję: / Niech no się tylko odezwę zza kraty. / Niech wezmę za cel, tak go odmaluję, / Takie wynajdę nań prejudykaty, / Zgoła, co umiem, co mogę, poczuje. / Wprzód za to, że się śmiał z bluźnierstwy ozwać / Z arianismi rejestru go pozwać. / Mógłby i crimen status być na stole  /Za to, że z królem chciał wadzić Węgrzyny.

Akcja Monachomachii (1778) rozgrywa się prawdopodobnie w Lublinie:

W mieście (gród, ziemstwo trzymało albowiem / Stare zamczysko, pustoty ohyda) / Było trzy karczmy, bram cztery ułamki, / Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki. / W tej zawołanej ziemiańskiej stolicy / Wielebne głupstwo od wieków siedziało;

Wymienione w Monachomachii zakony: franciszkanie, karmelici, dominikanie, bonifratrzy i augustianie istniały w Lublinie w drugiej połowie XVIII wieku. Ks. prezydent był na pewno gościnnie przyjmowany przez tych zakonników, a przy okazji mógł zapoznać się z ich trybem życia. Krasicki nie wyniósł miłych wspomnień z pobytu w trybunalskim grodzie. Wnioskować można o tym z listu poetyckiego pt. Opisanie podróży z Warszawy do Biłgoraja w liście do J.O. Księcia JMci Stanisława Poniatowskiego, którą poeta odbył w maju 1782 roku. W czasie tej podróży zatrzymał się w Lublinie:

Gdzie jakoby na przemiany / Pomieszane wszystkie stany / Wadzą się i gryzą wspołem. / Z strachem ratusz ominąłem; / Tam pod tronem pieniactw jędza / Ziemianina, kupca, księdza, / Gdy się jadem wzdęta zżyma, / U nóg swoich w pętach trzyma. / Wśród wrzasków, jęczeń, lamentów,/ Wpośród stosów dokumentów, / Chciwość na zysk zdradnie czuwa, / Zjadłość nędzarzów podszczuwa. / Godne bożyszcza kapłany, / Podstęp czyniąc na przemiany, / Możne pieniactwa okupem ,/ Panoszą się nędznym łupem.

„Godne bożyszcza kapłany” to trybunalscy adwokaci, zwani w tamtym czasie patronami lub jurystami, z którymi bliżej ks. prezydent zetknął się 17 lat wcześniej. Od tego czasu wiele zmieniło się w Polsce. Zmniejszyło się przede wszystkim pijaństwo. Na mniejszą konsumpcję wina w czasie kadencji trybunalskiej skarży się Krasickiemu Węgrzyn, właściciel winiarni na Wieniawie, „sławnej piwnicami”: „Źle się w Polszcze dzieje, już nie chcą pić wina. / Popsuł wszystko obyczaj jakiś nowomodny, / Przedtem winne bywały, dziś trybunał wodny”.

Podobne skargi słyszymy w komedii Franciszka Zabłockiego (1750–1821) Doktór lubelski (1781), gdzie Hrehorek, czeladnik winiarza, skarży się na zastój w interesach swego chlebodawcy, gdyż młodzi deputaci trybunalscy nie umieją tak pić, jak to potrafili starzy. Chociaż komedia ta jest przeróbką francuskiej sztuki Hauteroche'a Crispin médecin, to jednak posiada ona pewne rysy lokalne: akcja jej rozgrywa się na Wieniawie, przedmieściu Lublina (Zabłocki nazywa ją jeszcze Winiawą), gdzie mieszka dr Recepta, lekarz starej daty, który swoje wiadomości medyczne zawdzięcza Akademii Zamojskiej, ogólne zaś – Nowym Atenom ks. Chmielowskiego. Pasją jego jest krajanie trupów, w czym pomagają mu dwaj cyrulicy Żydzi: Berek i Mensza. W córce doktora Elizie kocha się z wzajemnością młody Erast Staruszkiewicz, którego rywalem jest... własny ojciec. Zabawne powikłania powstają wskutek wmieszania się do tej akcji Marcina, służącego Erasta.

Z kolei w komedii Zabłockiego Sarmatyzm dowiadujemy się z rozmowy Anieli Guronosówny ze służącą Agatką, że przebywały one w Lublinie przez sześć miesięcy, gdzie spędziły miłe chwile uczęszczając do teatru, czytając romanse i przebywając w dobranym gronie młodych palestrantów i wojskowych.

W Pamiętnikach palestranta z Wołynia, Jana Duklana Ochockiego (1766—1837), poznajemy życie trybunalskie pod koniec Rzeczypospolitej. Według jego relacji, w ciągu ćwierćwiecza nastąpiły poważne zmiany na lepsze: Prawnicy lubelscy popisywali się z wymową i starali o czystość języka, unikając makaronizmów i przymieszania łaciny [...]. Wymowa sądowa była coraz prostsza, zarazem wzniosła i przekonywająca, niekiedy ostra i dowcipna, zgoła stała na najwyższym stopniu, do jakiego się podnieść mogła.

Korupcja nie zniknęła jednak z trybunału do końca Rzeczypospolitej, przybrała tylko inne, mniej jaskrawe formy. Zapewnia o tym Ochocki: Zawsze jednak większa była liczba deputatów niezawisłych od nikogo oprócz własnego sumienia, byli to ludzie, których kreski kupić nikt nie mógł. Opinia, straszniejsza jeszcze od samego trybunału, zmuszała iść drogą prawą, młodzież była straszną policją dla deputatów, razem sądem i narzędziem kary. Jako szambelan królewski Ochocki najchętniej przebywał w towarzystwie bogatej szlachty, ale nie unikał zamożnych mieszczan lubelskich. Do nich należał m.in. Niemiec Weber, bankier ożeniony z Polką, który prowadził interesy handlowe z Gdańskiem. W jego domu autor Pamiętników poznał ubogą panienkę, Jagusię K., w której zakochał się „na śmierć”, ale nie mógł się z nią ożenić, bo była niebogatą mieszczanką – miała tylko małą kamieniczkę z kawiarnią w rynku. Oprócz Weberów utrzymywał także stosunki towarzyskie z mieszczanką, panią Nikorowiczową, wdową, której syn został nobilitowany w 1791 roku. W jej domu bywali marszałkowie i prezydenci trybunalscy oraz „cała noblesa lubelska”. W 1791 roku Nikorowiczowa zebrała od dam lubelskich 92 tys. złotych na wojsko Rzeczypospolitej, przy czym sama złożyła tysiąc dukatów, zaś prezydent miasta, bogaty kupiec Finke, w którego domu mieszkał Ochocki, zebrał na ten sam cel wśród mężczyzn – 60 tysięcy zł.

Pod wpływem Mikołaja Doświadczyńskiego przypadków napisał Wincenty Kamieński Przypadki lubelskie, poema oryginalne, wierszem takim jak Monachomachium (!) ułożone w dziewięciu pieśniach (1810) pod pseudonimem W.K. Jest to ostra satyra na trybunał lubelski, poprzedzona wstępem zaopatrzonym w przypisy prozą. Ten pierwszy przewodnik po Lublinie zaczyna się od ludowej etymologii nazwy Lublina:

Miasto to Lublin, od czego się zowie? / Nie wiecie zjaśnić. Byliście prostacy. / Baba gruntowniej rzeczy biorąc powie. / Iż mu to imię nadali rybacy. / Bo rzekli szczupak lub lin, gdy się schwyci / Jak nazwiem miasto; aż oto lin w sieci.

Autor wspomina także legendy o śnie Leszka Czarnego i sądzie diabelskim: Jakie bywały diabłów zjazdy sławne,/Kiedy wyroki dla sierot pisali.

Poeta wymienił wszystkie przedmieścia Lublina: Tatary z pałacem starosty, Gdzie się obijał jęk mieszczan gnębitnych, Kalinowszczyznę ze Słomianym Rynkiem i wygodną karczmą Poletyły, Czwartek, gdzie Browarów jest trzy, winnica i smrody. Zamieszkałe przez Żydów Podzamcze, choć szpetne, brudne, lecz szczyci się grodem: Grodem, gdzie murów straszne obaliny. / Gdzie drogie pustki z nierządu przyczyny.

Przez długie, ciemno zasklepione bramy dostajemy się z autorem na Rynek ze wspaniałą budowlą, sprawiedliwości świątnicą. Sam rynek nie znalazł uznania u satyryka, który tak z niego pokpiwa:

Rynek tak mały: iżby żółwiom mety / W nim znaczyć lub też jakiego nieuka / Konia rajszulić. A gdy trzy karety / Miną się z sobą, to ta wielka sztuka / Działa, że piją w zawody stangrety. / Mówiąc niech lepszych kto od nas poszuka. / Przebiec go można wśród deszczu rzęsnego, / Nie mając nigdzie płaszcza zmoczonego.

Z domów w Rynku poeta wyróżnił kamienicę Lubomelskich z herbem kupca i z winiarnią, która: Z swego napisu bywa uwielbiona. / Bo pieniacz czyta wjeżdżając: Spes alit, / A wyjeżdżając przegrawszy: et fallit.

Jedną zwrotkę poświęca autor szkole wydziałowej, liczącej blisko tysiąc uczniów, w której kształci się młodzież narodowa. Ta lubelska „akademia” wypuszcza balon, rozdaje premia. Następnie wymienia Kamieński wszystkie kościoły i klasztory lubelskie. Krytyczny stosunek autora do zakonników, „co modłmi święte mniejszą próżnowanie”, ujawnia się w historyjce o lekarzu Janie, który lecząc młodą zakonnicę, przyprawił ją o „stan odmienny”, za co został pozwany do sądu przez prałata oficjała. Bardzo ostry sąd wypowiedział poeta o teatrze lubelskim: Ty Moliera wystawiasz w żałobie, / I Kornelego gdzieś grzebiesz w popiele. / Małyś, niedobry, sameś winien sobie.

W opisie trybunału u Kamieńskiego pojawia się najpierw wnętrze izby sądowej ...mieścić sto tysięcy mogącej szachrajstw, a czasem i więcej.

Marszałek trybunału: „trzech nie zliczy”, prezydent prałat: Wielki teolog, z niczego grzech zrobi, / I samą cnotę na zbrodnię przerobi. Nie lepsi od niego są deputaci, zaś juryści: Zgnębią niewinność, kiedy jest ubogą, / Gdy chodzić nie zna tajną intryg drogą.

Sławny prawnik Przebieglecki uczy dependenta różnych sposobów, jak nie dopuszczać do rozpraw, mecenas zaś Wszystkorobski chełpi się ze swych matactw przed lwowskim jurystą Niewybadalskim, który zachwycony łajdactwami lubelskich kolegów wykrzykuje: Niech wieki żyją lubelskie patrony!

Nieznany jest autor Przypadków lubelskich. Był prawdopodobnie ziemianinem, który w końcu życia zaczął pisać wiersze. Świetnie znał Lublin, gdzie zapewne miał swoje sprawy w trybunale, które nie poszły mu dobrze, stąd zjadliwy ton jego satyry. Kamieński wziął od Krasickiego tytuł utworu i tematykę trybunalską, którą zresztą rozwinął samodzielnie. Jego poemat ma wspólną z Monachomachią formę wierszową: oktawę i wycieczki przeciw zakonom. Oprócz Przypadków wydał Kamieński poemat Gaj (1809) i Bajki (1812). W ostatniej bajce pt. Studnia poeta zwierza się czytelnikom, że jeszcze coś wyda: Lecz nie zaraz, bo praca za wiele kosztuje,/Jak się człowiek starzejąc mniej na siłach czuje.

Inaczej niż Kamieński podchodzi do bolączek trybunalskich autor ulotnego wierszowanego druku, wydanego w Lublinie w drugiej połowie XVIII wiku pt. Zdanie obywatelskie wzglądem poprawy trybunałów, podpisanego pseudonimem „Polak”. Krytykuje on nieuctwo, sprzedajność i niesprawiedliwość wyroków deputatów, ale zarazem podaje projekty naprawy złego. Jego zdaniem należy przede wszystkim wprowadzić płace dla deputatów, ci natomiast powinni przysięgać, że nie będą słuchać prywatnie ani stron, ani jurystów i nie będą przyjmować od nikogo listów polecających:

Gdyby kto listy pisać śmiał do deputata, / Niech na rynku palone zostaną od kata. / Ten, co pisał, niech będzie karany na grzywny, / A ten, za kim, niech wyrok ma sprawy przeciwny.

Ministrowie, senatorzy i inni dygnitarze nie powinni przebywać w Lublinie, w czasie gdy ich sprawy będą sądzone w trybunale. Surowy sąd o deputatach wypowiedział główny publicysta Kuźnicy Kołłątajowskiej, ks. Franciszek Salezy Jezierski w dziele pt. Niektóre wyrazy porządkiem abecadła zebrane i stosownymi do rzeczy uwagami objaśnione (1791), gdzie, w artykule poświęconym trybunałowi, oburza się na forsowanie przez niektórych magnatów na sejmikach deputackich marnotrawników, szulerów, pijaków, napastników, ludzi takich, jakich by należało według prostej sprawiedliwości sądzić i karać, nie za sędziów obierać. Tacy deputaci nie idą za prostą sprawiedliwością, tylko za duchem protektora swojego, który ich obrał. Wymiar sprawiedliwości szwankuje także, zdaniem ks. Jezierskiego, z powodu pijaństwa deputatów: jeżeli który z sędziów przyjdzie trzeźwy (domyślne — po obiedzie), znajduje się w sądowej izbie jakoby bonifrater między szalonymi. Jezierski swoją opinię o deputatach oparł na własnych obserwacjach: w 1787 roku pełnił funkcję prezydenta trybunału lubelskiego.

Lubelscy palestranci (prawnicy) – pisarzeBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Wśród lubelskich palestrantów XVIII wieku spotykamy takie nazwiska figurujące w historii naszego piśmiennictwa jak: Tomasz Dłuski, Alojzy Orchowski, Tomasz Świecki, Alojzy Feliński i Kajetan Koźmian.

Tomasz Dłuski, ostatni podkomorzy lubelski, pochodził ze wsi Długie w powiecie lubelskim. Po ukończeniu lubelskiej szkoły jezuickiej wstąpił do lubelskiej palestry, gdzie zyskał opinię doskonałego obrońcy. Czynnie uczestniczył w życiu politycznym jako poseł inflancki na sejm konwokacyjny w 1764 roku, a później na Sejm Czteroletni jako poseł z Lubelskiego. Chociaż należał do stronnictwa reformy, to jednak po uchwaleniu Konstytucji 3 maja wniósł w grodzie warszawskim manifest przeciw konstytucji; motywy tego protestu podał w druku pt. Usprawiedliwienie się przed publicznością z manifestu... (1791). Wydał także kilka mów, wygłoszonych do członków trybunału lubelskiego w latach 1747, 1751 i 1762, mowy sejmowe z 1790 i 1791 roku i Refleksje nad projektem pod tytułem „Zbiór praw sądowych” (1780).

Alojzy Orchowski (1767—1832), palestrant, wsławiony piękną wymową, był poetą trybunalskim: układał wiersze okolicznościowe, a nawet stworzył dramat liryczny w dwóch aktach pt. Śmierć i ubóstwienie rymotwórki Safo (1806). W czasie powstania kościuszkowskiego należał do warszawskich jakobinów, opracował wtedy pierwszy w Polsce projekt uwłaszczenia chłopów. Po 1814 roku wyemigrował do Niemiec, gdzie ogłosił przepowiednie o rychłym końcu świata w języku niemieckim i francuskim i wydał pracę historyczno-literacką w języku francuskim: Choix de poèsies polonaises (1816).

Tomasz Świecki pochodził z Podlasia, pracował w palestrze lubelskiej w 1794 roku. Za Królestwa Kongresowego był mecenasem przy Sądzie Najwyższym w Warszawie. Wtedy to ogłosił drukiem cenne dzieło pt. Opis starożytnej Polski (1816), w którym pięć stron zajmuje opis Lublina – głównie jego historia – przy czym autor najwięcej uwagi poświęcił tumultom religijnym w XVII wieku.

Alojzy Feliński (1771—1820), autor Barbary Radziwiłłówny i hymnu Boże coś Polskę. Po ukończeniu szkoły średniej we Włodzimierzu rozpoczął praktykę palestrancką w Lublinie u mecenasa Antoniego Dmochowskiego, który tak górno i wysoce mówił, że sam siebie nie rozumiał. Chwile wolne od zajęć prawniczych Feliński poświęcał poezji: w czasie pobytu w Lublinie napisał dwa dramaty Kora i Alonzo i Kodrus oraz kilka wierszy. W palestrze zaprzyjaźnił się z młodym Kajetanem Koźmianem – łączyły ich jednaka żywość charakteru, jednakowa żądza oświecenia i nauki, jednakowy smak i skłonność do poezji, jeden wstręt do prawnictwa. Ten właśnie wstręt był powodem, że Feliński rzucił palestrancką praktykę i wyjechał do Warszawy w 1789 roku. Z Koźmianem spotkał się później dwukrotnie podczas swych przejazdów przez Lublin z Warszawy na Wołyń (1794, 1800).

Kajetan Koźmian (1771—1856), syn zamożnego ziemianina z powiatu lubelskiego, urodzony w 1771 roku w Gałęzowie, kształcił się w lubelskiej szkole wydziałowej w latach 1779–1780 i 1783—1787. Po ukończeniu szkoły z bardzo dobrym wynikiem (złoty medal) został z woli ojca dependentem u mecenasa Józefa Podhorodeńskiego, u którego praktykował do 1792 roku. W czasie powstania kościuszkowskiego był przez krótki czas sekretarzem zawiązanej wówczas Komisji Porządkowej Lubelskiej. Po upadku Polski gospodarował w Gałęzowie i Piotrowicach, gdzie powstały pierwsze jego wiersze liryczne i przekłady z Tybullusa i Horacego. Jego pamiętniki, pisane już w starości, wskrzesiły gawędziarskim stylem bujne życie trybunalskiego grodu w czasie sejmików i kadencji trybunału.

Podobnie jak Ochocki, Koźmian opisał fachowo wszystkie czynności trybunału, ale jednocześnie wprowadził do swych pamiętników sceny niezwykle plastyczne, jak np. pochód przez ulice Lublina półnagiej pijanej szlachty pod wodzą Michała Granowskiego, sekretarza wielkiego koronnego. Czeredzie tej, przybyłej na kadencję Trybunału, przewodził – obok Granowskiego – Konrad Badowski, mecenas „drugiej klasy”, opój i żarłok, który siedząc bez koszuli na wozie na beczce, nalewał z niej wino w kielichy pijanych towarzyszy. Koźmian, jako uczeń szkoły wydziałowej, patrzył ze wstrętem na tę scenę, przypominającą czasy saskie.

Pamiętniki Koźmiana ukazują wygląd Lublina u schyłku Rzeczypospolitej. Prócz rynku żadna ulica nie znała bruku. Od ulicy pojezuickiej nie można się było dostać suchą nogą do ratusza, trzeba się było na koniu babrać i zabryzgiwać, bo pojazdem dla kałów i bojaźni wywrotu, puszczać się było niebezpiecznie.

Gdy król Stanisław August jechał w 1781 roku do Wiśniowca przez Lublin, nim się dobrał do ratusza, z landarą uwiązł w błocie przed bramą świętoduską, że go nawet cugi marszałka Olizara wyciągnąć nie mogły, aż zaprzęgano woły [...]. Nie było w mieście policji, ani straży pożarnej. Żadna ulica nie miała latarni, ledwie przed ratuszem dwie się tylko paliły. Dopiero Kajetan Hryniewiecki, wojewoda lubelski, mąż prawy, wielką usilnością, wytrwałością i pracą wydobył miasto z rozwalin i błota. On to stanąwszy na czele Komisji Boni Ordinis ulice główniejsze w trzech latach, a boczne po kolei wybrukował, rynek z gruzów oczyścił. W mieście były tylko dwie apteki: pojezuicka i prywatna Niemca Sztoka, o którym Koźmian pisze: Sam zaś aptekarz z postaci Ezop, pijak tak wsławiony, że podobno od niego poszło przysłowie pijany jak sztok, szarlatan, kuglarz.

Tworzący w Lublinie lekarze – cudzoziemcyBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

Wśród lekarzy cudzoziemców wyróżniał się Włoch Michał Bergonzoni, wychowanek uniwersytetu bolońskiego, autor dzieła medycznego, wydanego w Lublinie w 1782 roku pt. Lublin podług ustaw medyki uważany w jednej dysertacji z przedmową do komisarzy Dobrego Porządku. Jest to dokładny obraz stanu zdrowia miasta przed powstaniem Komisji Boni Ordinis, połączony z analizą przyczyn licznych chorób, które grasowały wówczas w Lublinie, zwłaszcza świerzbu, ospy i chorób wenerycznych. Z dziełkiem spolszczonego Włocha polemizował jego kolega po fachu Niemiec Jan Nepomucen Herrmann, dr filozofii i medycyny praskiego uniwersytetu, który wydał w tym samym 1782 roku w Lublinie dziełko medyczne w języku łacińskim pt. Opusculum, impedimenta quaedam sanitatis communia exhibens, zawierający krótką historię Lublina, opis jego herbu, położenia i warunków higienicznych.

Lubelscy lekarze, reprezentujący elitę umysłową miasta, cieszyli się uznaniem w Koronie – ich porad w latach 1749, 1762 zasięgał nawet pedagog i pisarz polityczny Stanisław Konarski.

LiteraturaBezpośredni odnośnik do tego akapituWróć do spisu treściWróć do spisu treści

  • Starnawski J., Lublin w literaturze i literatura o Lublinie. Od Kadłubka do Czechowicza, [w:] Lublin w dziejach i kulturze Polski, pod red. T. Radzika, A.A. Witusika, Lublin 1997.